Często powtarzam, że dopóki nie zacząłem biegać, nie wiedziałem tak naprawdę, kto to jest fizjoterapeuta. Moje skojarzenia oscylowały pomiędzy rehabilitantem a masażystą - czyli szpital i pacjenci po wypadku, albo plumkająca muzyczka i gość ugniatający ci plecy. Takie wyobrażenia ma chyba większość osób - nie da się ukryć, że mają one się tak do rzeczywistości jak pięść do nosa.
Moje myślenie też było sztampowe. Jak człowieka coś boli, to idzie do lekarza, a poza tym jestem przecież zdrowy i nic mi nie dolega, prawda?
Zacząłem jednak biegać i było to naprawdę rekreacyjne tuptanie - ot, kilka kilometrów (raczej 2-3 niż 8-9) co 2-3 dni wokół domu, często marszobiegiem. Dość szybko - już po kilku tygodniach - okazało się, że w biodrze coś boli i jakby przeskakuje... O masochizm się nie podejrzewam, więc jak boli, to i przyjemności z biegania niewiele, nie mówiąc już o tym, że sport to zdrowie podobno. No właśnie nie podobno, a całkiem serio. Problem w tym, że systematycznie uprawiany sport wydobywa na zewnątrz wszystkie problemy, jakie człowiek ma ze swoim ciałem. Nadwaga, siedząca praca albo wykonywanie powtarzalnych czynności przez kilka godzin, wieczorem kanapa... To wszystko degraduje cały układ ruchowy człowieka i gdy nagle zacznie on coś robić, obojętne czy to bieg, pogranie z synem w piłkę, przycięcie gałęzi w ogrodzie czy choćby przejażdżka rowerem, to potem ruszać się nie może i czuje się, jakby nie wiadomo co robił, a przecież tylko trochę się poruszał... Co wtedy? Większość bierze to na przetrzymanie - kilka dni i organizm wraca do "normy". Zakwasy znikają, przeciążone nagłym ruchem stawy i mięśnie przestają boleć. Do następnego wysiłku.
Wracając do biegania. Ja nie chciałem odpuszczać biegania tylko dlatego, że mnie coś boli. Zwłaszcza, że biodro bolało tylko w czasie biegu - w codziennym funkcjonowaniu nie czułem go wcale. Więc co? Będąc u lekarza przy okazji czegoś innego powiedziałem o co chodzi. "Boli pana jak pan biega? To niech pan nie biega." Geniusz intelektu po prostu. Jak się z czasem okazało, takie "diagnozy" to standard. Problem jednak został nie rozwiązany.
Jak to zwykle bywa, zadziałał przypadek (jeśli ktoś w przypadki wierzy). Luźna rozmowa żony ze znajomą, gadka szmatka, co tam u ciebie itp.Rekomendacja dobra, więc pojechałem i ja. Badanie: najprawdopodobniej uraz sprzed lat, który "wylazł", gdy zacząłem się ruszać. Diagnoza: będę żył, a biegać nie tyle mogę, co nawet powinienem. Pierwsze rozluźnienie zblokowanego miejsca bolało jak... no, naprawdę bolało. Hasło: "Wolno krzyczeć, wolno przeklinać, wolno nawet płakać, nie wolno oddawać fizjoterapeucie" - będę pamiętał chyba do końca życia. Minuta, dwie, trzy... i puściło. Niesamowite. Po kilku sesjach fizjoterapii problem zniknął i nie wrócił do dzisiaj. Ręce które leczą, w realu i na serio.
To było kilka lat temu. Teraz już nie mam żadnych wątpliwości co do sensowności "bywania" u fizjoterapeuty. Co prawda w większości nie mają oni może tytułów doktorów medycyny, ale mają za to ogromną wiedzę, znajomość ludzkiego układu ruchu i fachowość, które budzą mój ogromny szacunek. To, co słyszałem od fizjoterapeuty na temat funkcjonowania ludzkiego ciała, z początku brzmiało nieprawdopodobnie. Szybko zrozumiałem, że to wcale nie jest jakaś abstrakcja. Przykłady? Proszę bardzo:
1. Kumpel narzekał na kolano. Pochodził trochę, to bolało, o bieganiu nie wspominając. Sprawa ciągnęła się kilka lat - lekarze, konsultacje, prześwietlenia, rentgeny. No niestety, tylko artroskopia, nic innego. Powinno pomóc, a przynajmniej nie będzie bolało. A że prawdopodobnie skończy się jakimś tam ubytkiem sprawności, to już problem pacjenta. No to ja mu mówię, niczym były prezydent: "Idź do fizjo. Obejrzy i ci powie, czy jest konieczny zabieg, czy nie, bo jak rozgrzebią ci nogę, to będzie po zawodach (dosłownie i w przenośni)." Poszedł. Jak się można domyślić, obyło się bez artroskopii. Rehabilitacja trochę trwała, ale kilkuletni ból kolana poszedł w zapomnienie
2. Przyszedł czas, że musiałem wybrać się z synem do ortodontki (notabene tej samej, co syn znajomej), co by kiepski zgryz nie psuł mu urody i by był on przystojny, nie jak tata, który aparatu ortodontycznego nie nosił. A ona: do fizjoterapeuty. Okazało się, że (mówiąc ogólnie) taki a nie inny układ szczęk mój syn zawdzięcza (poza genetyką) problemami z postawą! Korygowanie zgryzu samym aparatem nic nie da, bo cały organizm działa w drugą stronę i bez zmiany postawy ciała, poluzowania pewnych stref i wzmocnienia innych to walka z wiatrakami. Praca nad postawą, tym jak się siedzi, stoi, porusza wpływa na możliwość i sposób skorygowania wad zgryzu - kosmos jakiś.
Brzmi jak magia, ale nią nie jest. Fizjoterapeuci nie uzdrowią w cudowny sposób uszkodzonych mięśni czy stawów, ale są w stanie zmniejszyć dolegliwości bólowe i ruchowe, a często przywrócić pacjentowi dużą cześć utraconej sprawności. Znam ludzi, którzy naprawdę mieli problemy ze zwyczajnymi, codziennymi czynnościami, a po fizjoterapii funkcjonują normalnie.
Większość osób mających coś wspólnego ze sportem trafia wcześniej czy później do fizjoterapeuty. I to wcale nie dlatego, że uprawianie sportu jest kontuzjogenne. Przynajmniej na amatorskim poziomie ruch przynosi w zasadzie same korzyści.
Tak naprawdę każdemu przydała by się wizyta u fizjoterapeuty od czasu do czasu. Wiem, że się powtarzam, ale przyjrzyjcie się jak siedzicie, stoicie, czy wykonujecie codzienne czynności. Przeważnie stoimy i chodzimy pochyleni lub przekrzywieni w którąś stronę, nawet siedzieć nie potrafimy prosto, tylko siadamy bardziej na jednym lub drugim półdupku, wywijając nogi niczym Jaworowicz. Czemu? Bo tak nam pozornie wygodniej - nic wtedy nie ciągnie, nic nie boli. Tylko, że tym sposobem maskujemy problem, zamiast go likwidować.
Pakowanie człowieka do gipsu po byle urazie to domena lekarzy, którzy o funkcjonowaniu narządu ruchu słyszeli ostatnio na studiach, o ile byli akurat na tych zajęciach. Sorry, ale po urazie typu uderzenie, naciągnięcie czy skręcenie wolę iść do fizjo, niż do lekarza. W większości przypadków obowiązuje zasada: "Jak można oczekiwać, że lekarz cię wyleczy, skoro on żyje z tego, że jesteś chory?". Fizjoterapeuci nie muszą posuwać się do takich sztuczek - przy trybie życia obecnego społeczeństwa dobrzy specjaliści fizjoterapii mają tyle pracy, że trudno się do nich wbić.
Ten post chciałbym zadedykować dwóm fizjoterapeutom, którym dużo zawdzięczam i których mogę szczerze polecić:
Przemysław Widzyk i Sławomir Piter - DZIĘKI!
Dziękuję. Jest mi bardzo miło. Życzę samych udanych i satysfakcjonujących startów.
OdpowiedzUsuń